Desertrat Desertrat
706
BLOG

"Jak zostać Królem" - refleksja

Desertrat Desertrat Kultura Obserwuj notkę 0

Ostatnimi czasy w aktywności zwanej "chodzeniem do kina" mocno się zaniedbałem. Niemniej przełamałem lenistwo, by zobaczyć głównego oskarowego faworyta, czyli "Jak zostać królem", opowieść o królu Jerzym VI (Colin Firth) i pomagajacym mu przezwycieżyć  problem jąkania się logopedzie Lionelu Logue (Geoffrey Rush).

Najpierw słów kilka chciałbym powiedzieć o niedostatkach owego dzieła.  Reżyser skupił się bardziej naosobistych wątkach filmu.Natomiast wielka polityka - kryzys abdykacyjny Edwarda VIII, nadciągająca wojna, choć sugeruje nam się, że mocno determinują postępowanie bohaterów, to są one jednak pokazane skrótowo i dość schematycznie. W szczególności wątek wahań Jerzego(czy raczej Bertiego - bo tak jest nzwywany przez bliskich i przez - ku swojej irytacji- Loguea) czy przejąć tron po bracie, który woli poslubić rozwódkę niż władac imperium, zasługiwalby na nieco głębsze potraktowanie.Zwłaszcza, że wydaje się nam się, że to nastąpi,  bowiem scena kłótni księcia i jego terapeuty, dotycząca tej właśnie kwestii jest jedną z lepszych w filmie.Nagle jednak cała kwestia zostaje ucięta jakby nożem.

W warstwie dramatu osobistego film jest natomiast bez zarzutu.Jest to zasługą przede wszystkim znakomitego aktorstwa, ogladanie którego jest czystą przyjemnością zwłaszcza w scenach pomiędzy dwoma głównymi bohaterami. Motyw człowieka, który ma teoretycznie wszystko, a w rzeczywistości jest samotny - niby stare jak świat, a jednak przejmująca kreacja Colina Firtha sprawia, że autentycznie wpółczujemy jakającemu się królowi. Uświadamia nam, że za murami zamków, za mgłą przepychu toczy się prawdziwe życie, nie raz wcale nie mniej bolesne niż to nasze zwykłe. Firth znakomicie pokazuje wewnętrzne zmaganie człowieka, którego ciężar odpowiedzialności, i tak już ogromny, powiększa jeszcze fatalna przypadłość wymowy, w dobie rodzących się mass mediów - wręcz katastrofalna(Na marginesie można dodać, że film pokazuje nam też w ten sposób narodziny świata w którym od treści ważniejsza jest forma, co dziś jest niestety smutną oczywistością).Uznanie budzi znakomite przygotowanie aktora do roli, jąkanie zostało odegrane poruszająco autentycznie. Równie znakomicie prezentuje się Geoffrey  Rush. Kreuje on postać nieco błazeńską, ale posiadajacą dystans zarowno do siebie jak i do swego królewskiego pacjenta. I to właśnie ten dystans sprawi, że on jeden będzie w stanie dotrzeć do Bertiego-Jerzego, zrozumieć ból, który wiąże mu język. Postać logopedy - samouka ma bowiem w sobie także, oprócz humoru(humor to zresztą istotny walor filmu- vide sceny z przeklinającym królem), także dużo ciepła i empatii i naprawdę odczuwamy to siedząc w kinowym fotel.Takiemu człowiekowi bylibyśmy naprawdę gotowi opowiedzieć o trudnym dzieciństwie.

I może tak naprawdę o tym jest ten film, O potrzebie zwykłych, ciepłych międzyludzkich relacji, potrzebie zaufania, wysłuchania, zrozumienia.Potrzebie wspólnej dla władcy imperium i robotnika. Potrzebie zagłuszanej przez jazgot świata który nie chce słuchać tych, którzy w jego oczach się jąkają. W sumie polski tytuł, niebędący nijak tłumaczeniem oryginału(King's speech), jest podwójnie mylący. Tu nie chodzi o to jak być królem.Tu chodzi o to jak być w pełni czlowiekiem, ze zdrowymi relacjami ze sobą i z innymi ludźmi.

 

Desertrat
O mnie Desertrat

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura